Skok za Brentę: Różnice pomiędzy wersjami

Z Leksykon paralotniarstwa polskiego
Skocz do: nawigacja, szukaj
 
Linia 5: Linia 5:
 
Start z mat, bo tam się łatwiej wykręcić, gdy startujemy później. Costalunga działa trochę wcześniej z racji bardziej wschodniej wystawy. Kominy zaznaczone na czerwono, sa dwa scenariusze. Żółty dla tych, którzy lubią latać wysoko, różowy dla tych, którzy lubią i potrafią latać nisko. Po starcie z mat trafiamy prosto w komin i go wykręcamy do sufitu. Jeśli od razu po przeleceniu grani nie trafimy w komin, to skręcamy w prawo i lecąc jakieś 50 metrów od grani lecimy do wystającego w stronę doliny cypelka/grani gdzie komin będzie bardziej prawdopodobny. Pilot żółty wykręca się tu dużo szybciej niż dwa autobusy uczniów i robi sufit. Pilot różowy z obrzydzeniem patrzy na tłok dookoła i korzystając z kolejnych noszeń leci po prostej lekko zygzakując aż do końca grani. Tu obaj muszą zrobić pierwszy przeskok na Costalungę, chyba że akurat tego dnia startowali z Costalungi. Żółty leci po prostej celując mniej więcej nad to miejsce, gdzie schodzą się wszystkie granie. Tam spotykają się też wszystkie kominy z tych grani. Tu pilot otrzymuje dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą chcecie na początek? Los wybierze. Dobra to ta, że tam będzie najmocniejsze noszenie. Zła, to taka, że z każdej grani idzie trochę inny komin i na ich styku jest mało przyjemnie. Dlatego jak już żółty pilot trafi konkret, to się go ciasno trzyma i nie kombinuje, że może tam obok będzie coś lepszego, bo w drodze do tego obok może mu się odechcieć latania. Robi sufit i z sufitu skacze po prostej na drugą stroną nad taką dobrze widoczną skalną wapienną pionową ściankę, gdzie spotka swoje pierwsze noszenie po przeskoku. Jeśli swój przeskok robił na przykład z wysokości 2000 metrów, to po przeskoku będzie miał tyle wysokości, że może w napotkanym noszeniu się pokręcić, a może też po prostu przybić piątkę i zawrócić prosto na lądowisko w Semonzo. Podczas tego lotu pilot może sobie przećwiczyć stosowanie speeda zgodnie z teorią Mc Creadego, a w noszeniach ciasne krążenie i aktywny pilotaż.  
 
Start z mat, bo tam się łatwiej wykręcić, gdy startujemy później. Costalunga działa trochę wcześniej z racji bardziej wschodniej wystawy. Kominy zaznaczone na czerwono, sa dwa scenariusze. Żółty dla tych, którzy lubią latać wysoko, różowy dla tych, którzy lubią i potrafią latać nisko. Po starcie z mat trafiamy prosto w komin i go wykręcamy do sufitu. Jeśli od razu po przeleceniu grani nie trafimy w komin, to skręcamy w prawo i lecąc jakieś 50 metrów od grani lecimy do wystającego w stronę doliny cypelka/grani gdzie komin będzie bardziej prawdopodobny. Pilot żółty wykręca się tu dużo szybciej niż dwa autobusy uczniów i robi sufit. Pilot różowy z obrzydzeniem patrzy na tłok dookoła i korzystając z kolejnych noszeń leci po prostej lekko zygzakując aż do końca grani. Tu obaj muszą zrobić pierwszy przeskok na Costalungę, chyba że akurat tego dnia startowali z Costalungi. Żółty leci po prostej celując mniej więcej nad to miejsce, gdzie schodzą się wszystkie granie. Tam spotykają się też wszystkie kominy z tych grani. Tu pilot otrzymuje dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą chcecie na początek? Los wybierze. Dobra to ta, że tam będzie najmocniejsze noszenie. Zła, to taka, że z każdej grani idzie trochę inny komin i na ich styku jest mało przyjemnie. Dlatego jak już żółty pilot trafi konkret, to się go ciasno trzyma i nie kombinuje, że może tam obok będzie coś lepszego, bo w drodze do tego obok może mu się odechcieć latania. Robi sufit i z sufitu skacze po prostej na drugą stroną nad taką dobrze widoczną skalną wapienną pionową ściankę, gdzie spotka swoje pierwsze noszenie po przeskoku. Jeśli swój przeskok robił na przykład z wysokości 2000 metrów, to po przeskoku będzie miał tyle wysokości, że może w napotkanym noszeniu się pokręcić, a może też po prostu przybić piątkę i zawrócić prosto na lądowisko w Semonzo. Podczas tego lotu pilot może sobie przećwiczyć stosowanie speeda zgodnie z teorią Mc Creadego, a w noszeniach ciasne krążenie i aktywny pilotaż.  
  
Różowy pilot po przeskoku praktycznie pod startowisko na Costalundze musi się najpierw wyskrobać nad to startowisko w kominie idącym od strony Semonzo po grani. Potem ten komin mocno wypłaszcza, żeby nad miejscem gdzie się wykręcał żółty pilot pójść ładnie do góry. Ponieważ kręcenie w kominie jest nudne, to po zrobieniu 200 metrów nad szczyt (albo nawet wcześniej) nasz pilot odpala na przeskok, ale głupi nie jest. Ponieważ to już taka godzina, to termika w masywie wciąga dolinami powietrze do wnętrza masywu. Powietrze idąc w dolinę Brenty napotyka wąskie gardło w postaci dwóch grani zwężających szerokość doliny. I na tych graniach tworzy się żagiel połączony ze słabą termiką. Nasz różowy pilot korzysta z tego zjawiska lecąc dokładnie nad granią do jej końca i korzysta z podtrzymującego go noszenia. Gdy grań się kończy, pozostaje tylko skok na głęboką dolinę, ale nie w stronę ciemnej ściany lasu, a właśnie w kierunku tej bliższej grani która wchodzi prostopadle do środka doliny. Na niej tworzy się żagiel, który pozwala cierpliwym pilotom na wyskrobanie się ponad szczyt góry, gdzie można przybić piątkę z żółtym pilotem. Pamiętajmy, że jak nie ma słońca, to nie będzie żagla, więc jeśli go tam nie ma, to od razu zawracamy i lecimy wylądować gdzieś w dolinie Brenty. Nie tracimy czasu i wysokości, bo pod nami idzie linia wysokiego napięcia, która nas odetnie przy stoku, jeśli postanowimy policzyć wszystkie drzewa na stoku. No, ale takie rzeczy się nie zdarzają. Po prostu wyskakujemu nad tę pionową ściankę i już mamy wysokość wystarczającą, żeby dolecieć do lądowiska w Semonzo. Ten patent z niskim przeskokiem przekazał mi Wojtek Chyla, jeden z pierwszych naszych Mistrzów Polski. Jest on tak niezawodny, że aż nudny. Jak każdy patent. W ramach ćwiczeń proszę sobie wyobrazić jak zachowuje się powietrze wpływające do doliny Brenty i napotykające przewężenie w postaci dwóch mniej więcej naprzeciwległych grani.
+
Różowy pilot po przeskoku praktycznie pod startowisko na Costalundze musi się najpierw wyskrobać nad to startowisko w kominie idącym od strony Semonzo po grani. Potem ten komin mocno wypłaszcza, żeby nad miejscem gdzie się wykręcał żółty pilot pójść ładnie do góry. Ponieważ kręcenie w kominie jest nudne, to po zrobieniu 200 metrów nad szczyt (albo nawet wcześniej) nasz pilot odpala na przeskok, ale głupi nie jest. Ponieważ to już taka godzina, to termika w masywie wciąga dolinami powietrze do wnętrza masywu. Powietrze idąc w dolinę Brenty napotyka wąskie gardło w postaci dwóch grani zwężających szerokość doliny. I na tych graniach tworzy się żagiel połączony ze słabą termiką. Nasz różowy pilot korzysta z tego zjawiska lecąc dokładnie nad granią do jej końca i korzysta z podtrzymującego go noszenia. Gdy grań się kończy, pozostaje tylko skok na głęboką dolinę, ale nie w stronę ciemnej ściany lasu, a właśnie w kierunku tej bliższej grani która wchodzi prostopadle do środka doliny. Na niej tworzy się żagiel, który pozwala cierpliwym pilotom na wyskrobanie się ponad szczyt góry, gdzie można przybić piątkę z żółtym pilotem. Pamiętajmy, że jak nie ma słońca, to nie będzie żagla, więc jeśli go tam nie ma, to od razu zawracamy i lecimy wylądować gdzieś w dolinie Brenty. Nie tracimy czasu i wysokości, bo pod nami idzie linia wysokiego napięcia, która nas odetnie przy stoku, jeśli postanowimy policzyć wszystkie drzewa na stoku. No, ale takie rzeczy się nie zdarzają. Po prostu wyskakujemy nad tę pionową ściankę i już mamy wysokość wystarczającą, żeby dolecieć do lądowiska w Semonzo. Ten patent z niskim przeskokiem przekazał mi [[Wojtek Chyla]], jeden z pierwszych naszych Mistrzów Polski. Jest on tak niezawodny, że aż nudny. Jak każdy patent. W ramach ćwiczeń proszę sobie wyobrazić jak zachowuje się powietrze wpływające do doliny Brenty i napotykające przewężenie w postaci dwóch mniej więcej naprzeciwległych grani.
  
 
Zbyszek Gotkiewicz
 
Zbyszek Gotkiewicz
  
 
[[Kategoria:Przeloty]]
 
[[Kategoria:Przeloty]]

Aktualna wersja na dzień 18:03, 21 lut 2020

Dla tych, co by chcieli skoczyć za Brentę, ale nigdy tego nie robili.

Bassano.jpg

Start z mat, bo tam się łatwiej wykręcić, gdy startujemy później. Costalunga działa trochę wcześniej z racji bardziej wschodniej wystawy. Kominy zaznaczone na czerwono, sa dwa scenariusze. Żółty dla tych, którzy lubią latać wysoko, różowy dla tych, którzy lubią i potrafią latać nisko. Po starcie z mat trafiamy prosto w komin i go wykręcamy do sufitu. Jeśli od razu po przeleceniu grani nie trafimy w komin, to skręcamy w prawo i lecąc jakieś 50 metrów od grani lecimy do wystającego w stronę doliny cypelka/grani gdzie komin będzie bardziej prawdopodobny. Pilot żółty wykręca się tu dużo szybciej niż dwa autobusy uczniów i robi sufit. Pilot różowy z obrzydzeniem patrzy na tłok dookoła i korzystając z kolejnych noszeń leci po prostej lekko zygzakując aż do końca grani. Tu obaj muszą zrobić pierwszy przeskok na Costalungę, chyba że akurat tego dnia startowali z Costalungi. Żółty leci po prostej celując mniej więcej nad to miejsce, gdzie schodzą się wszystkie granie. Tam spotykają się też wszystkie kominy z tych grani. Tu pilot otrzymuje dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą chcecie na początek? Los wybierze. Dobra to ta, że tam będzie najmocniejsze noszenie. Zła, to taka, że z każdej grani idzie trochę inny komin i na ich styku jest mało przyjemnie. Dlatego jak już żółty pilot trafi konkret, to się go ciasno trzyma i nie kombinuje, że może tam obok będzie coś lepszego, bo w drodze do tego obok może mu się odechcieć latania. Robi sufit i z sufitu skacze po prostej na drugą stroną nad taką dobrze widoczną skalną wapienną pionową ściankę, gdzie spotka swoje pierwsze noszenie po przeskoku. Jeśli swój przeskok robił na przykład z wysokości 2000 metrów, to po przeskoku będzie miał tyle wysokości, że może w napotkanym noszeniu się pokręcić, a może też po prostu przybić piątkę i zawrócić prosto na lądowisko w Semonzo. Podczas tego lotu pilot może sobie przećwiczyć stosowanie speeda zgodnie z teorią Mc Creadego, a w noszeniach ciasne krążenie i aktywny pilotaż.

Różowy pilot po przeskoku praktycznie pod startowisko na Costalundze musi się najpierw wyskrobać nad to startowisko w kominie idącym od strony Semonzo po grani. Potem ten komin mocno wypłaszcza, żeby nad miejscem gdzie się wykręcał żółty pilot pójść ładnie do góry. Ponieważ kręcenie w kominie jest nudne, to po zrobieniu 200 metrów nad szczyt (albo nawet wcześniej) nasz pilot odpala na przeskok, ale głupi nie jest. Ponieważ to już taka godzina, to termika w masywie wciąga dolinami powietrze do wnętrza masywu. Powietrze idąc w dolinę Brenty napotyka wąskie gardło w postaci dwóch grani zwężających szerokość doliny. I na tych graniach tworzy się żagiel połączony ze słabą termiką. Nasz różowy pilot korzysta z tego zjawiska lecąc dokładnie nad granią do jej końca i korzysta z podtrzymującego go noszenia. Gdy grań się kończy, pozostaje tylko skok na głęboką dolinę, ale nie w stronę ciemnej ściany lasu, a właśnie w kierunku tej bliższej grani która wchodzi prostopadle do środka doliny. Na niej tworzy się żagiel, który pozwala cierpliwym pilotom na wyskrobanie się ponad szczyt góry, gdzie można przybić piątkę z żółtym pilotem. Pamiętajmy, że jak nie ma słońca, to nie będzie żagla, więc jeśli go tam nie ma, to od razu zawracamy i lecimy wylądować gdzieś w dolinie Brenty. Nie tracimy czasu i wysokości, bo pod nami idzie linia wysokiego napięcia, która nas odetnie przy stoku, jeśli postanowimy policzyć wszystkie drzewa na stoku. No, ale takie rzeczy się nie zdarzają. Po prostu wyskakujemy nad tę pionową ściankę i już mamy wysokość wystarczającą, żeby dolecieć do lądowiska w Semonzo. Ten patent z niskim przeskokiem przekazał mi Wojtek Chyla, jeden z pierwszych naszych Mistrzów Polski. Jest on tak niezawodny, że aż nudny. Jak każdy patent. W ramach ćwiczeń proszę sobie wyobrazić jak zachowuje się powietrze wpływające do doliny Brenty i napotykające przewężenie w postaci dwóch mniej więcej naprzeciwległych grani.

Zbyszek Gotkiewicz